Wielka obraza o ładną kobietę
2013-04-08 kategorie: muzyka społeczeństwo
Czytam sobie ten tekst i oczom nie wierzę. Czy ten IDIOTA autor pisze to na serio? To już mężczyzna - co z tego, że jest prezydentem? - nie może powiedzieć o kobiecie, że jest ŁADNA, bo jest to "haniebna, seksistowska uwaga"? W jaką absurdalną paranoję ten świat (a może tylko ten chory, barbarzyński kraj, czyli USA) popadł, że jeżeli mężczyzna komplementuje urodę kobiety, to znaczy że nie traktuje jej "godnie, jak człowieka", tylko jako "przedmiot pożądania"? To już człowiek nie może być ładny???
Feministkom i "nowoczesnym mężczyznom", na których powołuje się autor, kompletnie odbiło. Skąd to uparte przekonanie, że jeżeli ktoś dostrzega i docenia urodę kobiety, to nie może oceniać jej za osiągnięcia, i odwrotnie - jeżeli ocenia za osiągnięcia, to nie ma prawa słowem się zająknąć na temat jej urody? Czyżby na punkcie tej urody rzeczone feministki miały jakieś kompleksy?
Mnie uparcie w takich przypadkach przychodzi na myśl postać, o której zresztą już wielokrotnie pisałem na tej stronie, postać dla mnie niewątpliwie największej artystki muzyki rockowej (i nie tylko) XX wieku - Kate Bush. W mojej opinii idealny wzór do naśladowania dla "nowoczesnych kobiet". Kobieta, która wspięła się na absolutne wyżyny muzycznego geniuszu usuwając w cień wszystkich innych - niezależnie od płci - i stworzyła dzieła, którym nikt inny w muzyce długo nie dorówna. Nie dawała sobie przy tym "dmuchać w kaszę" wytwórniom płytowym i to one musiały wydawać jej płyty na warunkach narzuconych przez artystkę, a nie narzucać jej cokolwiek. Możnaby się więc zastanowić - dlaczego feministki milczą na temat takiej żywej ikony "wyzwolenia kobiet" i nie powołują się na jej przykład? Otóż zapewne dlatego, że Kate Bush była pełnym człowiekiem i miała feminizm gdzieś (hm, ciekawe - złapałem się na tym, że piszę o niej w czasie przeszłym - dlaczego, skoro wciąż żyje i tworzy?). Uważała się przede wszystkim za artystę, twórcę i oczekiwała oceniania jej tylko za to, co stworzyła - i nie tylko oczekiwała, ale potrafiła to egzekwować, sprzeciwiając się np. pomysłom wytwórni płytowych nadmiernego eksponowania jej atrakcyjności (a była bardzo piękną kobietą) na okładkach płyt. Ale równocześnie będąc PEŁNYM człowiekiem pamiętała o tym, że jest w niej również bardzo istotna sfera kobiecości i seksualności, co więcej, zapewne bez kontaktu z tą sferą nie byłaby w stanie stworzyć tak genialnych dzieł, jakie stworzyła. Jestem przekonany, że taką muzykę mogła stworzyć tylko kobieta, i to kobieta w pełni świadoma swojej "kobiecej", biologicznej, seksualnej strony. Nie uważała jej rzecz jasna za najistotniejszą, daleka była od epatowania seksem na scenie - co jest tak powszechne u dzisiejszych "gwiazd" - ale równocześnie jej nie odrzucała. Stawiając zawsze na pierwszym miejscu swoją muzykę, nie miała żadnych kłopotów z zaakceptowaniem faktu, ze jest podziwiana również za swoją urodę. Ale do tego trzeba mieć mądrość Kate Bush, a nie mały rozumek jakiejś tam pani prokurator, czy jeszcze mniejszy - ujadającego gazetowego pismaka...