O tarczy, z tarczą, na tarczy...
2008-02-23 kategorie: społeczeństwo
"Gazeta Wyborcza" swoją informację na temat polsko-amerykańskich negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej zaczyna tak: "Warszawa wciąż liczy na sukces negocjacji o tarczy antyrakietowej, bo ich fiasko oznaczać będzie wielki triumf Rosji". Do diabła, co to za idiotyzm? Przecież to nie jest jakaś głupia gra ambicji, w której koniecznie trzeba dokopać Rosji i skoro Rosja chce, aby tarczy nie było, to my powinniśmy koniecznie ją zbudować, bo broń Boże aby Rosja "zatriumfowała"???
Może jakaś tam "Warszawa" (swoją drogą, skąd wzięła się ta głupia dzienikarska maniera używania na określenie władz państwowych nazwy miasta, które jest tego państwa stolicą?) istotnie widzi tę sprawę w kategoriach idiotycznej gierki z Rosją, ale mieszkańców Polski przede wszystkim interesuje to, czy ta tarcza przyniesie im cokolwiek dobrego, czy wręcz przeciwnie. Ja osobiście uważam, że wręcz przeciwnie. Nikt, z Amerykanami na czele, nie ukrywa, że ta tarcza ma służyć przede wszystkim bezpieczeństwu USA. Na zdrowy rozum, jeżeli ktoś znajdujący się daleko chce zwiększać swoje bezpieczeństwo poprzez umieszczanie jakichś instalacji obronnych w moim pobliżu, to znaczy, że wystawia tym samym mnie na atak zamiast siebie - to proste jak drut. Dlatego ja nie chcę tej tarczy i bardzo bym się cieszył, gdyby negocjacje w tej sprawie upadły. I nic mnie nie obchodzi, że akurat tej tarczy nie chce również Rosja. Czy naprawdę nie można dopuścić do świadomości takiej możliwości, że akurat tym razem nasze interesy mogą być zbieżne???