Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Ósma warstwa...?

2008-06-15   kategorie: praca społeczeństwo

Miałem ostatnio okazję poczytać trochę różnych stron i blogów traktujących - wedle opisów w nagłówkach i linkach - "o Internecie". Czego ja bym się spodziewał po takim haśle? Mniej więcej tego, co można znaleźć na mojej stronie z artykułami o Internecie - szczegółów technicznych, opisów rozmaitych nowych (i starych :)) usług sieciowych, programów itp. Okazało się jednak, że - jak precyzowali to autorzy w dalszej części swoich stron - zajmują się oni głównie "socjologią Internetu". OK, to też może być ciekawy temat - np. zbadać, kto korzysta z jakich usług internetowych, jakie usługi zna (wiele osób wszak nie ma pojęcia o istnieniu czegoś poza WWW!), a jakich nie zna, jaki jest stopień znajomości netykiety, itd. itp.

Ale gdzie tam! "Socjologia Internetu" - i to dla osób zawodowo zajmujących się tym tematem! - sprowadza się do tego, co napisano na blogach, jak na takie czy inne opisane (czy wręcz stworzone) na tych blogach wydarzenie zareagowała "społeczność", wokół jakich serwisów owe "społeczności" się skupiają, jaki nowy serwis społecznościowy powstał w polskim Internecie i na jakim amerykańskim serwisie jest on wzorowany (bo praktycznie żaden z nich - ze słynną Naszą-Klasą na czele - nie jest oryginalnym polskim pomysłem) i tak dalej... Czyli do bardzo powierzchownego rejestrowania zmian w treści pewnej grupy mniej czy bardziej popularnych stron WWW, zmian - dodajmy - zazwyczaj drobnych, nie wnoszących nic nowego w sensie jakościowym - ot, po prostu jeden serwis zniknął, inny powstał w jego miejsce, normalna kolej życia internetowego światka. Zadziwiające, że wszyscy "socjolodzy Internetu" zaskakująco mało uwagi poświęcają np. fenomenowi ekspansji VoIP (o ile w ogóle to zauważają) i niesamowitym - właśnie jakościowo nowym - możliwościom, jakie ta usługa z sobą niesie... Ba, ktoś nawet twierdzi, że od pięciu czy siedmiu lat "nie pojawiło się w Internecie nic nowego" (a VoIP-owa "rewolucja" to kwestia dwóch-trzech ostatnich lat) i że nadciąga "koniec Internetu". Zaiste, coraz więcej ludzi używa Sieci do załatwiania codziennych spraw - płacenia rachunków, zakupów, rezerwacji biletów, hoteli, sprawdzania rozkładów jazdy, załatwiania spraw urzędowych, rekrutacji do szkół - a tu socjolog (!!!) wieszczy jej "koniec"! Czy cała ta gama zastosowań Internetu w codziennym życiu nie jest tematem dla socjologa??? Takie podejście raczej kojarzy mi się z dziennikarstwem na poziomie tabloidalnym, taką internetową odmianą "plotek z salonów" - tu mamy akurat "plotki z blogów" - niż z próbami jakichś badań czy analiz, do czego słowo "socjologia" chyba by zobowiązywało...

Zupełnie natomiast załamało mnie, gdy na takich stronach "o Internecie" przeczytałem deklaracje ich autorów, że na komputerach to oni znają się niewiele i z informatyką mają raczej mało wspólnego... Ja rozumiem, że zajmując się treścią serwisów nie muszą znać w szczegółach zasad przesyłania pakietów TCP/IP... Ale w końcu np. krytyk filmowy recenzując treść filmów musi mieć jakieś pojęcie o technice filmowej - chociażby o tym, z jakich narzędzi realizatorzy filmów mogą korzystać. Internet jest tworem informatycznym i nie da się opisywać go odrywając się od jego informatycznych "trzewi" - serwerów, światłowodów i pakietów - podobnie jak analizując zachowania człowieka nie da się zignorować jego biologicznej istoty. Chociażby zajmującemu się od lat prawnymi aspektami Internetu Piotrowi Waglowskiemu znajomość kwestii technicznych pozwala niejednokrotnie dostrzec różne niuanse prawne, właśnie z owych spraw technicznych wynikające (jak choćby to, kiedy można, a kiedy nie można "ściągać" muzyki z Internetu - okazuje się, iż zależy to od wykorzystywanych usług sieciowych!) Naszych blogowych "socjologów Internetu" zdaje się tymczasem interesować tylko to, co napisano na takiej czy innej stronie, ale w jaki sposób napisanie tego czegoś stało się możliwe - to już nie. I istotnie niektóre ich zarzuty czy postulaty pod adresem twórców opisywanych serwisów wykazują kompletnie niezrozumienie działania i ograniczeń technologii "webowych". Czasami nawet do tego jawnie się przyznają, ale to im nie przeszkadza nadal z pełnym samozadowoleniem pisać "o Internecie". Myśl, że może wartoby się czegoś o tym Internecie douczyć pod względem technicznym, w głowie im nie postoi...

Chyba właśnie powstała nam ósma warstwa modelu OSI/ISO, w obrębie której poruszają się tego typu ludzie. Jako że skupia się na treści przesyłanych informacji, można byłoby ją nazwać warstwą abstrakcji, ale biorąc pod uwagę to wszystko, co napisałem powyżej o tekstach "socjologów Internetu", ciśnie się jednak pod palce inne określenie - warstwa fikcji... Oni zajmują się czymś, co wedle ich wyobrażeń jest Internetem. Kłopot w tym, ze usiłują sobie i innym wmawiać, że to coś, o czym piszą, to naprawdę Internet...

komentarze (1) >>>