Technika sobie, ekonomia sobie...
2008-02-02 kategorie: praca
Czytam wiadomość o tym, że w wyniku przecięcia podmorskiego kabla znaczna część internautów w krajach Bliskiego Wschodu została odcięta od Sieci. Nie pierwsza to tego typu awaria, ale przy każdej takiej okazji zastanawiam się, jak daleko funkcjonowanie współczesnego Internetu odeszło od jednej z głównych idei, które przyświecały jego twórcom. Otóż jednym z założeń ARPANET-u - który później przekształcił się w Internet - było, aby sieć była zdolna do poprawnego funkcjonowania i przesyłania danych nawet w wypadku, gdy pewna jej część ulegnie uszkodzeniu. Protokoły routingu stosowane w Internecie zdolne są do automatycznego wykorzystywania alternatywnych, obejściowych tras przesyłania pakietów w sytuacji, gdy najkrótsze połączenie nie działa. Jeżeli przykładowo, trzy sieci A, B i C (należące np. do trzech operatorów) połączone są ze sobą na zasadzie "każda z każdą", tak jak na rysunku poniżej, i bezpośrednie połączenie między sieciami A i B ulegnie przerwaniu, pakiety zostaną automatycznie skierowane obejściową trasą poprzez sieć C - może to nawet nie być zauważone przez użytkowników.
Tu jednakże w sprawę miesza się ekonomia. Operator C może zupełnie nie życzyć sobie transferowania poprzez swoje łącza ruchu między A i B - ruch ten bowiem, ani nie pochodząc od jego abonentów, ani nie będąc do nich kierowany, zużywa tylko zasoby jego łączy bez żadnego zysku dla operatora. Operator C blokuje więc tę możliwość na swoich routerach - nazywa się to "policy-based routing" i jest obecnie powszechnie stosowane w połączeniach międzyoperatorskich w całym Internecie. W ten sposób trasy routingu ulegają "usztywnieniu" - dane mogą być przesyłane tylko ściśle określoną drogą, stosownie do umów zawartych między operatorami. Dlatego bardzo często, nawet jeśli drogi obejściowe fizycznie istnieją - bo w chwili obecnej raczej rzadko się zdarza, aby jakiś region połączony był z resztą świata tylko jednym kablem - wykorzystanie ich jest niemożliwe, a przynajmniej nie od razu. Operatorzy muszą renegocjować zawarte ze sobą umowy, ustalić, kto i jak będzie płacił za transferowany ruch, wreszcie przekonfigurować wszystkie ustawione na swoich brzegowych routerach restrykcje dotyczące dopuszczalnych tras... Mam wrażenie, że właśnie na tym polegają "działania na rzecz znalezienia alternatywnych połączeń", o których mowa w wiadomości Dziennika Internautów...
Tak oto pieniądze zepsuły funkcjonalność znakomitego technicznego pomysłu - jak nie pierwszy raz zresztą...