Requiem dla porządnych ludzi
2024-12-01 kategorie: kultura społeczeństwo
Obejrzałem niedawno "Spotlight". Chyba już kiedyś oglądałem ten film, a przynajmniej jego fragmenty, bo oglądając miałem wrażenie, że przypominam sobie niektóre charakterystyczne sceny (np. dziwaczne zachowanie prawnika reprezentującego ofiary molestowania czy końcową scenę z dzwoniącymi telefonami). Ale jakoś wtedy nie utkwił mi w pamięci, a na pewno nie odebrałem go tak, jak obecnie - właśnie jako tytułowe "Requiem dla porządnych ludzi". Oglądając go po ponad 20 latach od przedstawionych w filmie wydarzeń (rok 2001) to pierwsza reakcja, jaka się nasuwa.
Patrząc na zachowania i rozmowy przedstawionych w filmie dziennikarzy "Boston Globe" (zapewne nieco podkoloryzowane, ale to nie zmienia istoty rzeczy) co chwilę nie mogłem opędzić się od myśli, że takich ludzi już nie ma. Ludzi po prostu uczciwych, przyzwoitych, porządnych - może nawet możnaby powiedzieć: szlachetnych? Ludzi, dla których ważna jest przede wszystkim prawda i sprawiedliwość, wrażliwych na ludzką krzywdę, kierujących się w życiu pewnymi wartościami i gotowych przy nich obstawać i ich bronić. A na pewno nie ma już takiego dziennikarstwa. Być może ten film pokazuje jeden z ostatnich momentów w historii, kiedy ono jeszcze istniało - stąd właśnie owo "requiem".
Dziś każdy działa w imię czyichś interesów (w najlepszym - a może najgorszym? - przypadku swoich własnych), jest po jakiejś stronie, a prawda jest ważna tylko o tyle, o ile zgadza się z jego poglądami i przekonaniami. A jeżeli spotka cię krzywda - nie możesz liczyć na niczyją pomoc. No chyba, że ktoś dostrzeże w zajęciu się twoją sprawą interes - materialny lub polityczny. Wtedy zapewni ci wszelkie wsparcie, najlepsi prawnicy będą wychodzić z siebie, aby twój krzywdziciel poniósł konsekwencje, a życzliwe media rozkręcą akcje charytatywne na twoją rzecz i strumieniami zacznie płynąć pomoc od naiwnych, a chcących się poczuć lepiej (bo pomagają) ludzi.
To przecież nie jest tak, że pokazani w filmie dziennikarze nie mieli w nagłośnieniu tej sprawy żadnego interesu. Oczywiście mieli - i o tym wspominają również nieraz. Zależało im przecież na tym, żeby gazeta się sprzedawała, a dzięki temu żeby oni mogli dalej w niej pracować - i mieli za co żyć. Obawiali się przecież, że konkurencyjna gazeta ich uprzedzi i "podkradnie" im temat. Ale ten interes nie stał się w żadnym momencie ważniejszy od rzetelności i uczciwości. Chcieli opublikować ten materiał przede wszystkim dlatego, że nie mogli pogodzić się z tym, co się działo, że wszyscy mieli poczucie, że coś tu jest "mocno nie tak" - a nie przede wszystkim po to, aby zarobić.
Osobiście znam przynajmniej trzy sprawy, w których komuś od lat dzieje się krzywda - także przy milczącej (i niekoniecznie milczącej) aprobacie różnych państwowych i samorządowych instytucji - i w których coś jest "mocno nie tak". W tych sprawach do wszystkich możliwych adresatów pisano już mnóstwo pism, skarg, wniosków, wiele razy rozmawiano z kim się da - z równie dobrym skutkiem możnaby walić głową w mur. Bo nikt nie widzi w rozwiązaniu tych spraw żadnego interesu. Porządnych ludzi już nie ma.