Głupota poraża
2015-12-10 kategorie: prywatne rower
O sytuacji na nieszczęsnym dla rowerzystów skrzyżowaniu "pod Kauflandem" na osiedlu Ruczaj już kiedyś pisałem. Od tego czasu topografia tego miejsca jeszcze trochę się zmieniła w stosunku do opisanej w tamtej notatce, ale niewiele - zmiana jest raczej kosmetyczna (zniknął jeszcze jeden fragment barierki). Dlatego poniżej przypominam ostatni rysunek z tamtej notatki obrazujący układ tego miejsca:
Zmieniła się natomiast sytuacja, jeżeli chodzi o sposób poruszania się pieszych. Otóż oddanie do użytku skośnego chodnika znajdującego się po prawej stronie rysunku spowodowało, że duża liczba studentów chcących dostać się na przystanek tramwajowy w kierunku centrum miasta (znajduje się on na prawo "poza" rysunkiem, po drugiej stronie ul. Norymberskiej; przystanek widoczny na rysunku jest w kierunku pętli Czerwone Maki) idzie właśnie tym chodnikiem, w stronę przeciwną do zielonej strzałki na rysunku, i zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło, aby przejść przez ul. Norymberską.
No właśnie. Gdyby zatrzymywali się przed przejściem dla pieszych (czyli na rysunku na białym obszarze, na którym zaczyna się zielona strzałka), nie byłoby problemu. Jednak bardzo często po wyjściu z chodnika prowadzącego od strony marketu i uniwersytetu zatrzymują się oni na drodze rowerowej, przed przejazdem rowerowym, blokując rowerzystom możliwość przejechania. Grzech pierworodny obciąża tutaj rzecz jasna projektanta - jest to miejsce dość trudne komunikacyjnie i zaprojektowanie go tak, aby zminimalizować kolizje pieszych z rowerzystami, jest sporym wyzwaniem, niemniej jednak w pełni wykonalnym, jak dowodzą liczne przykłady z krajów bardziej od nas transportowo cywilizowanych. Projektant jednak olał sprawę zupełnie i układ ciągów pieszych i rowerowych jest zupełnie chaotyczny, bez ładu i składu, i oczywiście z dużą liczbą punktów kolizji. Swój kamyczek dorzucił też ZIKiT genialnym pomysłem z likwidacją - nie wiedzieć czemu - barierek oddzielających chodnik i przystanek od drogi rowerowej, o czym pisałem we wspomnianej już wyżej notce.
Jednak obojętnie jak źle zaprojektowana infrastruktura nie usprawiedliwia bycia debilem - zwłaszcza gdy się aspiruje do bycia studentem dosyć jeszcze wciąż prestiżowej uczelni - a fakt, że infrastruktura wymusza chodzenie po drodze rowerowej, nie oznacza, że usprawiedliwia stanie na samym jej środku. Nie raz już studencka hałastra przewalająca się w tej okolicy irytowała mnie swoim staniem na środku drogi rowerowej podczas czekania na zielone światło, ale to, co odwaliła dzisiaj pewna panienka studentka wraz z koleżanką, "rozwaliło" mnie całkowicie.
Uwaga geograficzno-orientacyjna: jadąc z pracy (bo podczas takiej jazdy spotkała mnie opisana sytuacja) jadę w kierunku od lewej strony rysunku do prawej, i zatrzymuję się na światłach przed widocznym po prawej stronie przejazdem rowerowym. No i dojeżdżam ja do świateł, a tu widzę parkę wychodzących z chodnika po mojej lewej stronie (czyli u góry rysunku) rozkosznie gaworzących dziewczątek, które oczywiście nie przeszły dwa metry dalej na prawo (czyli na dół rysunku), aby stanąć przed przejściem dla pieszych (z którego po zapaleniu się zielonego światła miałyby BLIŻEJ do przystanku tramwajowego, do którego zmierzały!), tylko stanęły sobie po lewej stronie, na skraju drogi rowerowej. A bo niby czemu nie. Sęk jednak w tym, że im dłużej trwało czekanie na zielone światło, tym bardziej panienka przesuwała się w prawo, od skraju DDR - gdzie jeszcze, ruszywszy, miałbym szansę ją ominąć - na środek. Zupełnie tego nie rozumiem. Stoimy dłuższą chwilę, dziewczę się rozgląda, więc chyba widzi mnie na rowerze stojącego tuż obok. Tylko ślepy by nie zauważył, że przesuwając się w moim kierunku, wchodzi na tor mojej jazdy, innymi słowy - kiedy ruszę, na 100% ją potrącę. I tak się też stało. Oczywiście jechałem bardzo powoli (zresztą trudno jechać szybko ruszając spod świateł ;)), więc nie uczyniło jej to żadnej krzywdy, ale już zawczasu przygotowałem się, aby w tym momencie wrzasnąć "Ej, gdzie idziesz!" ile miałem sił w płucach ;).
Może ktoś powie, że mogłem poczekać i ją przepuścić, ale niby z jakiej racji? Włazi na wyraźnie oznaczoną drogę rowerową, czerwona nawierzchnia z symbolem roweru i wymalowane na jezdni w jej przedłużeniu znaki przejazdu rowerowego są widoczne aż nadto wyraźnie. Na dodatek widzi stojącego obok rowerzystę, któremu pakuje się prosto pod koła - naprawdę nie rozumie, co z tego wyniknie? Uważam, że należała się jej nauczka. Skąd się tacy (takie) biorą?
I tylko najsmutniejsze jest to, że jak znam ludzi, to ta panienka i jej podobne w ogóle nie zrozumieją, na czym polegał błąd, który popełniła, i dlaczego na nią nakrzyczałem, tylko będzie uważała że przyczepił się do niej - oczywiście niesłusznie, niesprawiedliwie i nie wiadomo o co - jakiś wariat na rowerze... :(
Tutaj by się przydała lepsza nauczka, przy współpracy władz uczelni ;). Zainstalować na tym skrzyżowaniu monitoring i każda akcja typu stanie na drodze rowerowej równa się ocenie niedostatecznej z najbliższego kolokwium, wszystko jedno z jakiego przedmiotu. Ponieważ taka osoba swoim zachowaniem demonstruje brak elementarnej umiejętności myślenia i kojarzenia faktów, a taką umiejętność student obowiązkowo posiadać powinien. Więc ocena niedostateczna jak najbardziej zasłużona.
Problem zniknąłby szybciutko ;)
(Historyjka ta do tego stopnia nie mogła mi się pomieścić w głowie, że aż musiałem ją zamieścić - założywszy sobie specjalnie w tym celu konto ;) - w serwisie Piekielni.pl ;))
Edit: jeszcze żeby wyjaśnić sytuację - bo mimo, że starałem się ją opisać bardzo precyzyjnie, z reakcji niektórych osób już widzę, że i tak nastąpiło nieporozumienie. Słowo "potrąciłem" nie oznacza tutaj, że wjechałem w tę osobę rowerem. Dziewczę zetknęło się z moim łokciem i lewym bokiem, nie zostało dotknięte żadną częścią roweru. Poruszałem się w tym momencie z prędkością nie większą, niż osoba, która by po prostu szybko szła, np. spiesząc się do tramwaju, i w podobny sposób, szybko idąc, potrąciłaby (!!!) owo dziewczę bokiem bądź ręką. Tak więc nie było możliwości, aby się jej cokolwiek stało. Gdyby taka możliwość była, bo panna na tyle wlazłaby mi przed rower, że nie byłbym w stanie się "przecisnąć" bokiem, lekko ją zahaczając, tylko musiałbym w nią wjechać, to jest oczywiste, że bym tego nie zrobił :). Tak więc - wbrew temu, co mi niektórzy sugerowali w mailach - bynajmniej nie rozjeżdżam celowo ludzi w celach "edukacyjnych" ;). Zresztą nikomu, kto mnie trochę zna, i zna moje inne teksty zamieszczone na tej stronie, taki pomysł raczej nie przyszedłby do głowy :)