Co "uraża uczucia"
2015-01-30 kategorie: prywatne społeczeństwo Czysta Kraina
Od paru tygodni jadąc do pracy mijam billboard będący reklamą pewnej firmy ubezpieczeniowej, zawierający napis: "Pomyśl, że tu i teraz możesz być szczęśliwy". Aż boli serce, kiedy się widzi, jak tak ważne i najgłębiej prawdziwe zdanie jest rozmieniane na drobne i używane do tak miernych, niskich celów, jako narzędzie do tego, aby sprzedawać jakieś - za przeproszeniem - gówno.
Bo to przecież najprawdziwsza prawda, że "tu i teraz możesz być szczęśliwy", tylko że to szczęście nie leży przecież w jakichś gównianych ubezpieczeniach sprzedawanych przez gównianą firmę. Żadne ubezpieczenie nie zapewni ci tego szczęścia - ono płynie z twojego wnętrza i możesz je dać tylko sam sobie...
I jeżeli jest coś, co byłoby najbliższe "obrazie uczuć religijnych" buddysty, to jest to właśnie to - trywializowanie dla merkantylnych celów ważnych słów, zdań, które powinny służyć tylko temu, aby otwierać ludziom umysły i kierować ich na drogę wewnętrznego wglądu. Nadużywanie ich w trywialnym kontekście powoduje, że ukrywa się, zaciemnia ich istotne znaczenie i mniejsza jest szansa, ze ludzie je zauważą... Tak, przyznam - jestem tym oburzony.
A może właśnie o to chodzi? Żeby ludzie nie docierali do swojego wnętrza, unikali refleksji nad sobą, tylko "cieszyli się życiem" w ślepy, powierzchowny sposób, korzystając z "inspiracji" podsuwanych przez liczne firmy chętne sprzedać swój produkt?
Tuż zanim zacząłem pisać ten tekst (do którego "przymierzałem się" od kilku dni) mój wzrok padł na dzisiejszą gazetę i wielką, całostronicową reklamę jakiegoś "wydarzenia motywacyjnego", które ma odbyć się w najbliższym czasie, pod hasłem "Życie bez ograniczeń".
Cóż za idiota może propagować takie hasło, cóż za idiotą trzeba być, aby twierdzić, że można żyć bez ograniczeń? Rzeczą oczywistą jest, że mamy ograniczenia i jest to nieuniknione - choćby te najbardziej ewidentne, wynikające z naszej fizyczności: nie jesteśmy w stanie (bez odpowiedniego sprzętu) przebywać zbyt długo pod wodą ani latać w powietrzu. Nie przeżyjemy - choćbyśmy byli najbardziej "zmotywowani" - dwustu lat, nie przeżyjemy też w próżni kosmicznej, ekstremalnie niskich ani ekstremalnie wysokich temperaturach. Nie trzeba szukać aż takich ekstremów: najprawdopodobniej nie przeżyjemy nawet zwykłego zderzenia naszej osoby z samochodem jadącym 100 km/h. Od lat mądrzy ludzie mówili, że jednym z elementów mądrości jest to, aby znać swoje ograniczenia - "know your limits", jak to mówią Anglosasi.
Ale są też i bardziej subtelne ograniczenia - a wśród nich chyba najważniejszym jest to wyrażające się stwierdzeniem "granicą mojej wolności jest wolność innych", albo w bardziej dosadnej wersji "wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność twojego nosa". Źle się dzieje w społeczeństwie, w którym ludzie nie dostrzegają innych i zachowują się tak, jakby na świecie (w sklepie, w restauracji, w pracy, na ulicy) byli tylko oni i oni byli najważniejsi. Niestety, coraz bardziej i bardziej jest taka postawa dostrzegalna w Polsce. Już trudno mówić - jak mówiło się kiedyś - że ludzie nie mają życzliwości dla innych, że panuje "znieczulica". Oni już po prostu wręcz nie dostrzegają innych - w tym sensie, że nawet nie przyjdzie im do głowy, że z faktu obecności innych osób wynikają jakieś obowiązki i ograniczenia dla nich. Na przykład można sobie swobodnie spacerować całą szerokością drogi rowerowej, mimo że z przeciwka nadjeżdża rowerzysta - to, że w ten sposób utrudni czy wręcz uniemożliwi mu się przejazd, jest całkowicie poza obszarem myślenia takich ludzi! Ten rowerzysta dla nich po prostu nie istnieje, istnieją tylko oni i ich przyjemność w danej chwili - tak oto właśnie korzystają z życia bez ograniczeń ;). A "motywacyjni mówcy" w rodzaju tego, o którym wspomniałem, tylko wzmacniają takie postawy i jeszcze bardziej utwierdzają ludzi w tych, aby nie zauważać innych.
I jeżeli zdarzy się nam kiedyś - oby nie! - boleśnie poznać własne ograniczenia zderzywszy się z tym samochodem jadącym 100 km/h, to z dużym prawdopodobieństwem może się tak zdarzyć właśnie dlatego, że jego "zmotywowany" kierowca postanowił "żyć bez ograniczeń". Prędkości. Bo właśnie szybka jazda jest tym, co "tu i teraz czyni go szczęśliwym". Tak chce, więc tak mu wolno! Kto i dlaczego będzie mu zabraniał?
Co z przykrością odnotowuję, udając się na zimowe Kyol Che. Będę siedział i próbował odnaleźć prawdziwe "tu i teraz". :)