Niedźwiedzie, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
2014-05-31 kategorie: nowości prywatne społeczeństwo
To, że od dłuższego czasu nic nie pisałem, to bynajmniej nie dlatego, że nie miałem nic do powiedzenia. W ciągu ostatnich miesięcy było wiele spraw, o których chciałbym się wypowiedzieć, ale niestety, czasu nie stało... Ta sprawa jednak wzburzyła mnie do tego stopnia, że niezależnie od "zaległości" w nienapisanych notkach napisać o niej po prostu musiałem, nawet w nawale przygotowań do Święta Cyklicznego, bobym - jak tytułowy Tata Niedźwiedź - nie wytrzymał...
Jak wiadomo, niemal tydzień temu odbyło się w naszym mieście referendum, w którym mieszkańcy jednoznacznie wypowiedzieli się przeciw choremu pomysłowi organizacji w Krakowie igrzysk olimpijskich. I od dnia następnego po referendum zaczęły mnożyć się w mediach wypowiedzi polityków i - co gorsza - dziennikarzy, płaczących nad "zmarnowaną historyczną szansą", zarzucających obywatelom Krakowa "głupią" decyzję i zastanawiających się, kto jest "winien", że obywatele powiedzieli igrzyskom w referendum "nie".
Tym, co jest w tym wszystkim nie do wytrzymania, jest właśnie poziom buty i arogancji ziejącej z owych tekstów. Wbrew czarno na białym wyrażonej woli społeczeństwa - 70% głosów na "nie" jest wynikiem dość jednoznacznym - propagatorzy igrzysk uparcie forsują ten chory pomysł, bo przecież oni "wiedzą lepiej" niż "głupie" społeczeństwo. Może i nierzadko bywa ono głupie - przykładów na to można codziennie znaleźć aż nadto - ale w tym akurat przypadku pokazało swoją mądrość, a niewątpliwie umiejętność dbania o własne interesy. Bo przecież dla każdego - poza płaczkami "zmarnowanej szansy" - jest oczywiste, że my, Krakusi, byśmy na tych igrzyskach tylko stracili. Miasto, już w tej chwili skrajnie zadłużone, musiałoby się dalej zadłużać, aby nie tylko wybudować, ale przede wszystkim utrzymywać po igrzyskach niszczejące, puste i niepotrzebne nikomu obiekty (jak to miało miejsce w niemal wszystkich miastach na świecie, które organizowały IO). Igrzyska oznaczałyby zatem, że mniej będzie w budżecie miasta pieniędzy na komunikację miejską, łatanie dziurawych chodników, przedszkola i szkoły. Po prostu nie stać nas na sny o potędze kilku pań i panów, którzy omamili swoimi wizjami prawie całą tzw. "klasę polityczną", nie tylko w Krakowie, ale i w reszcie Polski - boć poparcie dla chorego pomysłu igrzysk deklarował także i premier.
To akurat władze miasta i propagatorzy igrzysk starali się w tej sprawie ogłupić mieszkańców Krakowa, nie przedstawiając żadnych rzetelnych wyliczeń kosztów i zysków, jakie będą wiązać się z organizacją igrzysk, a zamiast tego podejmując nachalne propagandowe akcje w rodzaju namiotu na Rynku czy słynnej już bramki na Plantach zliczającej rzekomych "zwolenników" igrzysk - bezczelność tego ostatniego pomysłu przekroczyła już chyba wszelkie granice... "Głupi" Krakusi natomiast wbrew oczekiwaniom władz miasta ogłupić się nie dali.
W tym zalewie tekstów krytykujących "głupich" Krakusów zauważyłem zaledwie jedną wypowiedź, jakiej należałoby oczekiwać od normalnego polityka w normalnym mieście czy kraju. Przewodniczący Rady Miasta Krakowa tak pisze na swojej stronie: Jednak zwyciężył pogląd, że wielkie wydarzenia to zbyt duże ryzyko finansowe, że złe doświadczenia części organizatorów ZIO są ważniejsze niż dobre doświadczenia innych. Zwyciężył pogląd, że miasto powinno rozwijać się niezależnie od wielkich wydarzeń, że należy dążyć do pozyskiwania inwestycji i inwestorów bez takiego ryzyka. Zwyciężył postulat, że pieniądze należą się Krakowowi bez takich okazji i to jest zadanie dla polityków. Jeżeli w przyszłości uda się rzeczywiście pozyskać dla Krakowa znaczne środki na rozwój - będzie to potwierdzenie słuszności takiej tezy. Jeżeli się nie uda - zgodnie z postulatami - zmieni się polityków.. I dalej: I drugi powód strategiczny - ważny sygnał od mieszkańców, że zależy im przede wszystkim na tym, by Kraków rozwijał się dla mieszkańców. W "drugim rzędzie" zostają turyści czy inwestorzy. Krakowianie wolą by ich miasto było takim "slow city", czyli miejscem, które jest przede wszystkim dobre do mieszkania, czasem gorsze do innych działań. Przecież zdajemy sobie sprawę, że w wyniku rezygnacji z organizacji ZIO nie przybędzie nowych inwestycji, czy nowych miejsc pracy, nie będzie większej promocji. Jednak obywatele miasta dali czytelny sygnał, że politycy powinni dbać przede wszystkim o sprawy drobne, ułatwiające życie mieszkańcom, nawet jeśli będzie to kosztem wielkich przedsięwzięć.
I nawet nie jest tak bardzo ważne, czy pan Kośmider rzeczywiście tak myśli, czy jest to tylko polityczna taktyka, i czy są to jego własne słowa, czy też ktoś mu ten tekst napisał. Ważny jest płynący z tego tekstu jasny przekaz: uznajemy słuszność decyzji narodu jako suwerena i podejmiemy działania, aby tę decyzję realizować. Jak napisałem powyżej - takiej wypowiedzi należałoby oczekiwać po referendum od polityka. Dlaczego takie normalne wypowiedzi trzeba w tym chorym mieście i kraju wyróżniać jako rzadkość? Tego szacunku do narodu - który zgodnie z konstytucją RP jest w kraju najwyższą władzą, sprawując tę władzę także bezpośrednio - brakuje w bezczelnych wypowiedziach wszystkich poreferendalnych "płaczek", od prezydenta Majchrowskiego poczynając, na dwójce "dyżurnych" dziennikarzy krakowskiej "Gazety Wyborczej", Bartoszu Piłacie i Magdalenie Kursie, kończąc (gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że w tejże samej "Gazecie Wyborczej" bardzo trzeźwo wypowiedział się - zwykle plotący nieco od rzeczy - Stanisław Mancewicz). Trochę opamiętania i pokory by się przydało.
A na złość wszystkim "płaczkom" wstawiam na koniec trafny obrazek znaleziony na Wykopie: