Dlaczego się NIE szczepię na grypę
2013-10-17 kategorie: społeczeństwo
"Gazeta Wyborcza" (i nie tylko, jest to jakaś zakrojona na szerszą skalę akcja, która wygląda mi na mocno "inspirowaną" przez lobby farmaceutyczne) rozkręca ostatnio jakąś kampanię na rzecz szczepienia się przeciwko grypie. Elementem tej antygrypowej histerii jest tekst, który szczególnie mnie zirytował. Dziennikarka "Wyborczej" zdecydowała się w nim "rozprawić" z najczęstszymi - jej zdaniem - argumentami przeciwko szczepieniom i pokazać, dlaczego są one niesłuszne.
Czytając ten tekst ogarnia na przemian zdumienie i irytacja. Bo to oczywiście przejaw znanej od lat głupiej taktyki: wymyślić sobie fikcyjnego przeciwnika, w którego łatwo będzie "bić", a następnie dzielnie z nim walczyć, aby udowodnić swoją rację. I na koniec z triumfem oznajmić: "patrzcie, pokonałem(am) oponenta".
Tymczasem tak naprawdę istnieje jeden najprostszy i najbardziej oczywisty argument, aby się nie szczepić przeciwko grypie. Nie chce mi się wierzyć, że pani Margit Kossobudzka go nie dostrzegła i jakoś tak przez pomyłkę nie uwzględniła w swoim tekście. Otóż argument ten brzmi: nie szczepię się na grypę, bo na nią nie choruję! Po co robić coś, co jest zupełnie zbyteczne, a dla organizmu jednak nieobojętne?
Nie miałem grypy chyba od 10 lat, i nie jestem chyba jakimś szczególnym wyjątkiem, skoro nawet z komentarzy pod wspomnianym artykułem na stronach Wyborczej można się dowiedzieć, iż "Według statystyk co roku 5% osób dorosłych zapada na grypę (czyli statystycznie jedna osoba dorosła zapada na grypę «prawdziwą» 1 raz na 20 lat)". Niech się każdy sam zastanowi: czy naprawdę warto corocznie tracić czas, pieniądze, i narażać się na dolegliwości poszczepienne (o których sama p. Kossobudzka pisze w swoim artykule), aby zapobiec temu, że raz na dwadzieścia lat położymy się na tydzień do łóżka z wysoką gorączką? Jak dla mnie, nie opłaca się tzw. skórka za wyprawkę.
I chciałbym zobaczyć, jak pani Kossobudzka mnie przekonuje, dlaczego jej zdaniem jednak się opłaca - a nie walczy z wymyślonymi przez siebie, z sufitu wziętymi argumentami.