Bestie z południowych krain
2012-10-10 kategorie: kultura
Właśnie wróciłem z przedpremierowego pokazu tego przepięknego filmu.
Większość rzeczy, które można przeczytać o tym filmie w recenzjach czy omówieniach, nie jest prawdą. To nie jest fantasy (bo brak tu kanonicznej dla fantasy magii i elementów nadprzyrodzonych - trudno wszak za taki uznać tytułowe bestie, które pojawiają się raczej w roli symbolu i elementu budującego nastrój filmu, niż jako rzeczywiste potwory, z którymi bohaterowie filmu mieliby walczyć), to nie jest baśń, to nie jest też film o tematyce katastroficzno-postapokaliptycznej, prezentujący wizję świata po kataklizmie. Owszem, świat pokazany w filmie jest zagrożony kataklizmem i ten kataklizm w końcu nadchodzi, ale nie na nim skupia się tematyka filmu. W odróżnieniu od typowych filmów o kataklizmach, tu nikt nie bawi się w bohatera: nie usiłuje ani dociec tego, jak można kataklizmowi zapobiec, ani też w heroiczny sposób z nim walczyć czy ratować ludzi, którzy padli jego ofiarą.
Oglądamy ludzi, którzy w bardzo trudnych warunkach po prostu żyją z dnia na dzień, ze swoimi radościami i przykrościami. Nawet kiedy ich wioskę zalewa powódź, "nie siedzą i nie płaczą jak c...y" - cytując główną bohaterkę filmu :) - tylko bez tragizowania zabierają się do zbudowania takiego schronienia, jakie w danym momencie jest możliwe. A najważniejsze jest to, że oglądamy ten świat oczami dziecka - a co za tym idzie, przyjmowany w sposób naturalny "taki jaki jest". Bohaterka nie stara się tego świata zmienić, nie zastanawia się czy nie mógłby być lepszy, nie usiłuje z nikim i niczym o nic walczyć (co oczywiście nie oznacza, że nie usiłuje postawić na swoim kiedy coś się jej nie podoba lub czegoś chce - ale to trochę inna sprawa) - po prostu przyjmuje to wszystko, co ją spotyka, z dziecięcym czystym sercem. Jasne, że płacze, kiedy umiera jej ojciec; ale koniec końców rozumie, że tak w końcu być musi i każdy umrze. Pozostając cały czas pełna dziecięcej fantazji, swobody i radości równocześnie uczy się ze spokojem przyjmować nieszczęścia, choroby, śmierć, katastrofy - po prostu "wszystko ma swoje miejsce w łańcuchu wszechświata i tak jest dobrze".
Wiele osób właśnie to zarzuca temu filmowi: że "nie przekazuje on żadnego konkretnego przesłania", że "nie wiadomo w jakim kierunku zmierza", że trudno jest czasami wyjaśnić zachowanie bohaterów. Ale dla bohaterki filmu to wszystko jest naturalne, nie zastanawia się nad tym. Dla mnie to film w pewnym sensie bardzo podobny do "Prostej historii" Davida Lyncha, która po prostu opowiada o mężczyźnie, który jedzie kosiarką do trawy (bo nie dysponuje żadnym innym pojazdem) przez całe Stany Zjednoczone, aby spotkać się z ciężko chorym bratem, którego nie widział od lat. I to cała historia - rzeczywiście prosta. Mimo pozornego nagromadzenia wątków, postaci, symboli "Bestie z południowych krain" są dla mnie podobnie prostą historią - ot, była sobie mała dziewczynka, która musiała nauczyć się radzić sobie sama w życiu w bardzo trudnych warunkach. Nie przestając przy tym być dzieckiem i nie zapominając dostrzegać piękna tego, nawet najtrudniejszego życia. Banalne? Może - ale jak niewielu ludzi to potrafi... A przez to, że ten film nie "stara się zmierzać" w żadnym określonym kierunku, tylko po prostu płynie, tak jak płynie życie (a trochę też płynie jak piosenka - kolejne sceny, jak zwrotki, opowiadają nam kolejne fragmenty historii, a potem, jak w refrenie, bohaterowie znowu powracają do tego samego miejsca i tego samego życia), jest bardzo ożywczą i świeżą propozycją w zalewie filmów "zmierzających w konkretnym kierunku", wypełnionych tezami i morałami.
I tak żadne słowa nie są w stanie oddać uroku tego filmu, więc serdecznie zachęcam do jego obejrzenia. A dla większej zachęty - główny motyw muzyczny z filmu.