Prawa autorskie do... trasy biegu!
2008-01-02 kategorie: kultura
Z "Gazety Wyborczej" dowiaduję się o kolejnym kretyńskim absurdzie dotyczącym praw autorskich. Sprawa jest tym smutniejsza, że miała miejsce w Polsce - zatem w poziomie debilizmu, jeżeli chodzi o "ochronę własności intelektualnej", zaczynamy doganiać Amerykanów... Otóż mieszkaniec Bochni wygrał proces o prawa autorskie do... opracowanej przez siebie trasy biegu maratońskiego! Przez kilka lat organizował ten maraton wspólnie z gminą, po czym o coś się z nią pokłócił, i kolejny bieg gmina postanowiła zorganizować sama. Pomysłodawca trasy pozwał zatem gminę do sądu, domagając się (kuriozum!) uznania trasy za utwór chroniony prawem autorskim. I wygrał - teraz gmina nie ma prawa organizować maratonu na "jego" trasie. Ponieważ zaś, jak sam twórca trasy twierdzi, trudno organizować bieg z kimś innym niż gmina, takie działanie żywcem przypomina przysłowie o psie ogrodnika - sam nie zje i drugiemu nie da...
Nasuwa mi się w związku z tą całą sprawą tylko jedna refleksja. W społeczeństwie demokratycznym, obywatelskim prawo powinno służyć ułatwianiu, usprawnianiu i rozwojowi wszelkiej ludzkiej aktywności - oczywiście takiej, która nie jest w sposób ewidentny szkodliwa i krzywdząca - w przeciwnym razie jest prawem złym. Prawo nadmiernie restrykcyjne, które niepotrzebnie, bez istotnego uzasadnienia, taką działalność represjonuje i ogranicza, jest prawem charakterystycznym dla społeczeństw i ustrojów dyktatorskich, totalitarnych. Niestety, prawo autorskie i praktyka jego egzekwowania spycha nas właśnie w tę ścieżkę dyktatorsko-totalitarną, kryminalizując mnóstwo naturalnych i nieszkodliwych, a wręcz pożytecznych ludzkich aktywności, i zmuszając do uzyskiwania na nie szczegółowych zezwoleń, określających, co wolno, a czego nie. Czy ludzie tworzący takie prawa, jak i wydający na ich podstawie absurdalne wyroki (przecież sąd zupełnie swobodnie mógł odrzucić ten pozew, uznając że trasa biegu nie jest utworem w sensie prawa autorskiego), naprawdę nie widzą społecznej szkodliwości takich praw? Czy ich zdrowy rozsądek został całkowicie przyćmiony przez pieniądze, a "po nas choćby potop"?