Rząd znów "na chybcika" chce nas wepchnąć w bagno
2012-01-20 kategorie: nowości praca kultura społeczeństwo
Dowiedzieliśmy się właśnie, że polski rząd "po cichu" zadecydował, iż Polska podpisze ACTA 26 stycznia ("po cichu" tzn. nie na posiedzeniu Rady Ministrów, tylko "w trybie obiegowym" - cokolwiek by to miało znaczyć). Jawna deklaracja podpisania ACTA nie padła dotąd ze strony żadnego kraju europejskiego. Parlament Europejski cały czas debatuje nad tym traktatem. A polskiemu rządowi spieszno do jego podpisania, jakby się paliło.
Co jest charakterystyczne dla wszystkich działań związanych z ACTA, robi się to po kryjomu i unikając szerszej dyskusji. Nie wiem na ile normalne jest decydowanie o przyjęciu ważnych porozumień międzynarodowych poza posiedzeniem rządu. Wpisuje się to jednak w ogólny styl prac nad tym paktem, budzący bardzo niedobre odczucia. Ostatnio Rada Unii Europejskiej "przepchnęła" zgodę na podpisanie ACTA po cichu na posiedzeniu Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa (proszę zwrócić uwagę, że informacji na ten temat nie ma nawet w podsumowaniu posiedzenia zawartym na początku dokumentu; jest ukryta w dwóch akapitach na ostatniej stronie) - co ciekawe, posiedzeniu przewodniczył polski minister rolnictwa, Marek Sawicki, który z pewnością musiał znać jego program - znów widzimy, ze polskiemu rządowi coś dziwnie spieszno do ACTA...
Powtarza się sytuacja z czasów niesławnej "ustawy hazardowej", która przy okazji miała wprowadzić cenzurę Internetu. Wtedy także premier z uporem ruskiego czołgu forsował wprowadzenie tej ustawy, ignorując (przynajmniej początkowo - w ostatniej chwili na szczęście ustąpił) burzliwe protesty środowisk użytkowników Internetu. Nie ustąpił natomiast, "przepychając" przez parlament w trybie ekspresowym, ignorując poważne zastrzeżenia co do jej niezgodności z Konstytucją, ustawę delegalizującą tzw. "dopalacze", zlecając przy tym samemu zastosowanie de facto nielegalnych, siłowych działań przy zamknięciu sklepów z tymi produktami.
W tych dwu przypadkach można przynajmniej posługiwać się argumentem że rząd "chciał dobrze" (chociaż cel nie uświęca środków i "chcenie dobrze" nie usprawiedliwia samowoli prawnej ze strony władzy, gdyż akceptacja takich działań otwiera furtkę prosto do totalitaryzmu). W przypadku ACTA trudno mówić nawet o takim argumencie, gdyż jedyne, czemu to porozumienie ma służyć, to ochrona interesów wielkich firm, których produkty są podrabiane np. w krajach azjatyckich (gdyż głównie na walkę z takimi podróbkami zorientowany jest ten traktat, jednak przy okazji "tylnymi drzwiami" wprowadza drakońskie regulacje dotyczące walki z rzekomym "piractwem" w Internecie - rzekomym, gdyż w świetle tego paktu za "pirata" może być uznany prawie każdy aktywny użytkownik Sieci). Czy naprawdę ochrona interesów Adidasa, Sony czy Chanel jest tak istotną dla świata rzeczą, że wymaga aktywności rządów i międzynarodowego porozumienia w tej sprawie? Nie można tego pozostawić po prostu mechanizmom rynkowym, jak wiele innych problemów biznesowych? Nawet jeśli - co jest nierealne - te firmy w wyniku podrabiania ich produktów miałyby upaść, to w ich miejsce wejdą inne. Normalna rzecz na rynku - co rusz jakieś firmy upadają, a powstają nowe. To nie żadna katastrofa! I dlaczego w ochronie interesów wielkich światowych marek tak bardzo "wyrywa się przed szereg" akurat rząd polski? Czy przyniesie to jakieś wybitne korzyści polskiemu społeczeństwu? Kto i co na tym w Polsce zyska? To, że ACTA usiłuje się wprowadzić "po cichu", bez pytania, a nawet szerszego informowania opinii publicznej, naprawdę musi budzić jak najgorsze podejrzenia.
Miejmy tylko nadzieję, ze premier zareaguje na prośbę jednego ze swoich ministrów - minister administracji i cyfryzacji Michał Boni zwrócił się do premiera z prośbą o wstrzymanie podpisania ACTA i podjęcie realnej dyskusji na ten temat. To chyba jedyna osoba w rządzie, która wydaje się rozumieć zagrożenia wynikające z ACTA, jak i dostrzegać nieprawidłowości w samym procesie prac nad tym traktatem. "Jedyny sprawiedliwy"?