Jako w filmie, tak i na żywo
2011-01-15 kategorie: prywatne kultura piękne
Siedzę dzisiaj w kuchni, jem późne śniadanie i wyglądam przez okno. I nagle widzę, jak po niebie zasuwają chmury z prędkością podobną jak w "Koyaanisqatsi", czy innym filmie wykorzystującym zdjęcia poklatkowe nieba... :) Niezwykły obraz.
Od razu przypomniało mi to pewien odlot ptaków, który widziałem na Rynku dawno temu, ale pamiętam ten obraz znakomicie do dziś. Sięgnąłem do starych pamiętników, które wówczas prowadziłem (większość z tego, co tam zapisałem, nie nadaje się rzecz jasna do publikacji - nawet nie tyle ze względu na treść, co na żałosny poziom - ale na szczęście są wyjątki :)), i wydobyłem opis tej sceny:
22 X 1982.
Najpierw był hejnał rozbrzmiewający wśród ruchu ludzi na ciemnym już Rynku. Fioletowa kolorystyka gasnącego dnia plus hejnał plus snujący się bezładnie ludzie. Wtedy nadleciały ptaki. W fioletową kolorystykę i dźwięk hejnału włączyło się mnóstwo czarnych, kraczących punktów rozsypanych po niebie, jakby nad Rynkiem rozpięto jakąś usianą czarnymi punktami płaszczyznę. Z dźwiękiem hejnału zmieszał się jednostajny krak i rozbrzmiewały oba, a od fioletowego wylotu ulicy Szczepańskiej ciągnęły wciąż nowe i nowe, czarne i czarne chmary ptaków i ginęły gdzieś za wieżą Mariacką.
Tak mógłby zacząć się film.
(A była tych ptaszysków naprawdę wtedy masa - nigdy przedtem ani potem nie widziałem ich na niebie tylu naraz...)