Oryginalne znaczy lepsze?
2010-02-21, zmodyfikowana: 2010-03-02 kategorie: kultura
W sieci pojawił się ostatnio znakomity rysunek zwięźle i trafnie podsumowujący różnicę między oglądaniem pirackiej kopii filmu a oryginalnej płyty DVD (jest też polska wersja, aczkolwiek z koszmarnym błędem ortograficznym :(). Niestety, to co przedstawiono na rysunku to cała prawda - ściągając z Internetu piracką kopię filmu otrzymujemy sam film - czyli to, o co nam chodzi - podczas gdy przy każdorazowej próbie obejrzenia filmu z zakupionego oryginalnego DVD jesteśmy obowiązkowo "raczeni" porcją niemożliwych do przewinięcia ostrzeżeń, zwiastunów i reklam (chyba, że ktoś posiada odtwarzacz z funkcją ich omijania, takich jednak jest niewiele, gdyż udostępnianie użytkownikowi takiej funkcjonalności jest niezgodne z warunkami licencji udzielanej przez DVD Format/Logo Licensing Corporation na produkcję odtwarzaczy...).
Wśród owych wątpliwej atrakcyjności dodatków ostatnio bardzo często znajduje się słynna "reklama antypiracka" MPAA porównująca pobieranie filmów z Internetu do kradzieży samochodu czy telewizora. Pomijając oczywistą dla każdego rozsądnie myślącego człowieka nieadekwatność takiego porównania, zawsze zastanawiałem się nad logiką myślenia marketingowych speców z wytwórni filmowych, skłaniającą ich do umieszczania takiego spotu na legalnych płytach DVD - przecież w ten sposób trafia on do osób, które już kupiły płytę, czyli nie ściągnęły tego filmu z sieci! Te ostatnie - zgodnie z tym, co przedstawiono na interesującym nas rysunku - tej reklamy wszak nie zobaczą... Znacznie lepszy efekt marketingowy miałoby - jak zauważa wielu internautów - umieszczenie reklamy w rodzaju "kupiłeś oryginalną płytę zamiast ściągać film z sieci, dziękujemy za wspieranie artystów, brawo". Ale nie: MPAA musi straszyć (zresztą niezgodnie z prawdą), że ściąganie filmów z sieci jest łamaniem prawa...
Nic więc dziwnego, że internauci dają upust swojej irytacji na ową wszechobecną reklamę, produkując jej liczne parodie, z których najtrafniejsza jest chyba ta, pokazująca w dowcipny sposób konsekwencje umieszczania takiej reklamy w niewłaściwym miejscu - czyli na oryginalnych nośnikach. Warto zwrócić uwagę również na ten klip, podnoszący inny aspekt sprawy - taki mianowicie, że antypiracka reklama sama używa... "spiraconej" muzyki. (niestety, obydwa filmy są już niedostępne)
Sytuację znakomicie podsumowuje również hipotetyczna historia opisana w jednym z komentarzy w serwisie Wykop.pl:
Mamy internet więc możemy tam nabyć i zapłacić za film.
Znaleźliśmy. Niestety kupić go będziemy mogli za miesiąc. Czekamy.
W międzyczasie zamawiamy kino domowe i nowy telewizor bo stary okazał się niezbyt bezpieczny dla nowych filmów.
Jest piątek - zamawiamy film, będzie za kilka dni.
Jest środa - dzwonimy do działu spedycji PP. Niby byliśmy w domu ale listonosz nas nie nie zastał i musimy udać się po przesyłkę sami (załóżmy, że mieszkamy w mieście więc nie musimy tłuc się PKSem - jedynie 25 min. piechotką + 30 min. kolejki i jesteśmy w domu).
Włączamy. Oglądamy... reklamy i film informujący, że pobieranie to kradzież...
chwila... to znaczy, że mogliśmy mieć ten film bez tych ceregieli?
Po głębszych poszukiwaniach okazało się, że nie tylko szybciej ale co więcej za darmo. W dodatku kino domowe i nowy tv byłby zbędny.
Ile gotów byłbyś znieść wysiłku i niewygód byle tylko zapłacić za film?
Argument, iż kupując oryginał uzyskuje się produkt lepszej jakości niż korzystając z pirackiej kopii, jest używany w antypirackich kampaniach prawie równie często co owo nieśmiertelne "piractwo to kradzież". Niestety jednak, jak widać, realia są inne. Dotyczy to w równym stopniu filmów, jak i np. gier komputerowych (których legalni użytkownicy zmuszani są do wpisywania różnych kluczy aktywacyjnych, każdorazowego wkładania oryginalnej płyty przy uruchamianiu gry i tym podobnych szykan, których piracka kopia jest zazwyczaj pozbawiona) - chyba jedynie muzyczne płyty CD (o ile nie mają "zabezpieczeń przed kopiowaniem") są wyjątkiem, może dlatego, że ich standard powstawał w czasie, kiedy jeszcze nie było dzisiejszej paranoicznej antypirackiej nagonki...
A może by tak grupy "releasujące" filmy w Internecie zaczęły na początku każdego "spiraconego" filmu zamieszczać jeszcze inną parodię "antypirackiej" reklamy, jasno wyrażającą pogląd, że niekomercyjne dzielenie się filmami nie jest niczym złym? Ciekawe, jaka byłaby reakcja MPAA...