Podatki do góry nogami
2009-09-28 kategorie: społeczeństwo
Naprawdę nie rozumiem gorliwości rządu w forsowaniu podatkowego absurdu, zgodnie z którym za podatnika zeznanie podatkowe ma składać jego pracodawca. Jest to dokładne odwrócenie zasady, która była jednym z głównych motywów wprowadzenia w 1991 roku obecnie obowiązujących reguł płacenia podatku dochodowego. Przed 1991 rokiem też wszak płaciliśmy "jakieś" podatki od naszych zarobków, tylko że o ile nie mieliśmy prywatnego biznesu, w ogóle nie musieliśmy nic o nich wiedzieć - wszystkim, co z tym związane, zajmował się pracodawca. Wprowadzenie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych było szeroko argumentowane m.in. tym właśnie, że od teraz podatki płacone przez każdego obywatela mają być jego sprawą, a nie pracodawcy; podatek dochodowy - jak sama nazwa wskazuje - jest wszak związany z osobą, która osiąga dochód, a nie z tym, kto mu owe pieniądze wypłaca. Wprowadzenie powszechnego podatku dochodowego miało wyrównać i wyklarować sytuację prawną: od teraz każdy - czy to właściciel firmy, czy pracownik, czy emeryt - na takich samych zasadach miał się rozliczać z państwem, mając wypisane czarno na białym, ile owemu państwu płaci podatku.
No i teraz próbuje się wracać do starego: rząd z uporem godnym lepszej sprawy forsuje pomysł (do końca miałem nadzieję, iż nie przejdzie, ale jednak przeszedł, tyle że opóźniony o rok), aby zrezygnować z samodzielnego składania zeznania podatkowego przez podatnika jako opcji domyślnej - zamiast tego domyślnie zeznanie podatkowe ma za niego składać jego pracodawca. Jeżeli mimo wszystko chcę wypełnić zeznanie samodzielnie, muszę złożyć pracodawcy specjalne oświadczenie, że chcę to zrobić. Dokładnie odwrotnie niż w tej chwili, gdy pracodawca może mnie rozliczyć na moje - wyrażone również odpowiednim oświadczeniem - wyraźne życzenie.
Patrząc na wspomniane powyżej zasady, które przyświecały wprowadzeniu obecnego systemu podatkowego, jest to postawienie go kompletnie "na głowie": przypisanie podatku do źródła uzyskania dochodu, a nie do osoby, która go uzyskuje. A podatek dochodowy jest wszak podatkiem osobistym, płaconym od wszystkich dochodów osiąganych przez obywatela, niezależnie od tego skąd one pochodzą.
Obecnie z rozliczenia przez pracodawcę mogą skorzystać osoby, które nie uzyskują dochodów z żadnego innego źródła prócz tego jednego pracodawcy i nie rozliczają się z podatku wspólnie z małżonkiem. Jest to generalnie mniejszość podatników, gdyż prawie każda osoba będąca w związku małżeńskim rozlicza się wspólnie, z kolei zaś "single" bardzo często pracują w kilku miejscach naraz bądź mają własny biznes - tak czy tak zatem muszą wypełnić PIT-a samodzielnie. Ta niewielka grupa osób, które NIE rozliczają się same, wypełnia obecnie oświadczenia, iż rozliczenia ma dokonać za nich pracodawca.
Teraz rząd chce, aby każdy, kto BĘDZIE rozliczać się sam, wypełniał oświadczenie - natomiast to, kto może być rozliczony przez pracodawcę, nie zmieni się. Zatem każdy, kto ma dodatkowe dochody lub chce rozliczyć się wspólnie z żoną/mężem, musi wypełnić dodatkowy "papierek", podczas gdy wcześniej nie musiał robić nic. Liczba tych zupełnie zbytecznych "papierków" wzrośnie kilkakrotnie. A jaki z tego pożytek? Żaden. Na dodatek wzrośnie bałagan w urzędach skarbowych, bo - jak czytam w prasie - osoba, która będzie chciała rozliczyć się sama, będzie mogła to zrobić nawet jeżeli zapomni złożyć oświadczenia pracodawcy i pracodawca wypełni za nią zeznanie. Urząd skarbowy dostanie wówczas dwa zeznania, z których to złożone osobiście przez podatnika unieważnia zeznanie pochodzące od pracodawcy. No więc naprawdę, po co komu to całe zamieszanie?
Inna jeszcze sprawa, to komu należy składać owo oświadczenie, gdy np. pracuje się w dwóch firmach jednocześnie, a sporadycznie miewa się jeszcze umowy-zlecenia z kilku innych miejsc? A takich osób wcale nie jest mało... Czy wtedy na koniec roku do wszystkich kilkunastu płatników trzeba wysyłać oświadczenia, że będzie się samodzielnie wypełniać zeznanie podatkowe? I tak co roku?
Kilkanaście "papierków" zamiast jednego to nie tylko zbyteczna praca i uciążliwość; konieczność "opowiadania się" każdej firmie, która cokolwiek mi zapłaciła, że chcę skorzystać z mojego prawa (bo wypełnienie zeznania podatkowego traktuję nie tylko jako mój obowiązek, ale zarazem i prawo) traktuję jako ograniczenie mojej wolności osobistej. Rolą mojego praco- czy zleceniodawcy jest wymaganie ode mnie rzetelnego wykonania pracy i wypłacenie mi wynagrodzenia za tę pracę; inne aspekty mojego życia nie powinny go interesować.
Naprawdę, zupełnie nie rozumiem, dlaczego rząd chce w ten sposób komplikować ludziom życie niczego w zamian nie zyskując. Bo przecież ostatecznie efekt końcowy będzie taki sam: wszyscy musimy zapłacić podatek i zapłacimy go tyle samo niezależnie od tego, czy rozliczy nas pracodawca, czy zrobimy to sami. Państwo nie zyska zatem na tym ani grosza; zaś zmiany przepisów podatkowych niewątpliwie będą wymagać wydatków.
Więc jeszcze raz pytam - naprawdę, po co to komu?