"Milarepa"
2008-09-05 kategorie: kultura Czysta Kraina
Od dzisiaj w kinach film Netena Choklinga "Milarepa". Niestety, polecić go można chyba jedynie buddystom i sympatykom buddyzmu, i to wyłącznie ze względu na osobę bohatera. Ktoś, kto nie wie, kim był Milarepa, i dla kogo nic ta postać nie znaczy, setnie się na tym filmie wynudzi. Może i historia Milarepy - jak głosi tekst w czołówce filmu - dla wielu osób stanowi wspaniałe źródło inspiracji, ale tu opowiedziana jest w sposób wybitnie papierowy i schematyczny. Plastyczna uroda kilku scen (zwłaszcza tych, gdy bohater uczy się najczarniejszej ;-) magii) nie rekompensuje jego ogólnej słabości.
Tak mi się jakoś skojarzył ten film z polskimi pomnikowymi dziełami o Janie Pawle II, typu np. "Karol - człowiek, który został papieżem". W jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z dość drętwo opowiedzianą historią postaci otoczonej kultem - w jednym przypadku przez Polaków (głównie, bo nawet dla katolików z innych krajów Jan Paweł II nie jest taką ikoną jak dla Polaków właśnie), w drugim przypadku - przez Tybetańczyków i wyznawców buddyzmu tybetańskiego. Obie postaci są skądinąd wspaniałe, ale reżyserzy filmów zarówno o jednym, jak i o drugim nie potrafili wykorzystać tkwiącego w swoich bohaterach potencjału. Trochę tak jak Styka "malowali ich na klęczkach".
Wyświetlany obecnie film obejmuje pierwszy okres życia Milarepy, zanim wstąpił on na ścieżkę buddyjską; w przyszłym roku planowana jest część druga, opowiadająca już historie Milarepy jako ucznia - a potem mistrza - nauk buddyjskich. Czy będzie bardziej przekonująca? Zobaczymy...
Niemniej jednak dlatego, i tylko dlatego, że to film o Milarepie, zobaczyć warto. Ale nie spodziewajcie się po nim zbyt wiele...