O "Murach" Jacka Kaczmarskiego
2007-11-24, zmodyfikowana: 2011-03-22 kategorie: muzyka kultura
Zawsze drażnił mnie kult, jakim otaczana jest piosenka Jacka Kaczmarskiego "Mury". Może dlatego, że nie lubię, kiedy wokół jakiegoś utworu "pompuje" się atmosferę świętości i powszechnego zachwytu, a zwłaszcza nie cierpię, gdy ktoś sobie z tego utworu robi sztandar walki o "sprawę" - wszystko jedno, jak szlachetną...
A i bez przybierania na sztandary tekst "Murów" zawsze i tak wydawał mi się nachalną i dość prymitywną propagandówką. Dlatego w czasach studenckich - a były to zarazem czasy końca PRL-u - przez dłuższy czas nie mogłem sobie psychicznie poradzić z pleniącym się wokół uwielbieniem dla tej piosenki. Aby coś z tym zrobić, wymyśliłem sobie do niej własne zakończenie, które - jak uważałem - dodaje temu tekstowi "głos rozsądku", którego wersji Kaczmarskiego brakowało. A brzmiało ono tak:
Bo każdy ma swój własny mur
I musi go obalić sam
Kiedy zrozumiesz, czym sam jesteś,
Dopiero możesz zmieniać świat.
Bo każdy ma swój własny mur
I musi go obalić sam
Kiedy osiągniesz to, czym jesteś,
To wtedy już zmieniłeś świat!
Dopiero z tym uzupełnieniem cały tekst wydawał mi się akceptowalny.
Upłynęło wiele lat, i w moje ręce trafiła kaseta - chyba wydana jeszcze w latach siedemdziesiątych (?), dziś już pewnie nie do zdobycia - z nagraniem oryginalnej wersji tej piosenki. Oryginalnej jak oryginalnej - oryginał jest wszak w języku katalońskim, bo to nic innego jak "L'Estaca" (czyli dosłownie pal) słynnego katalońskiego barda Lluisa Llacha (o czym zresztą większość z zachwycających się w latach 80. "Murami" nie wiedziała - podobnie jak i ja...) Ale tekst Llacha przetłumaczyła na polski i wykonywała formacja o nazwie Zespół Reprezentacyjny (Jarosław Gugała i Filip Łobodziński - dzisiaj te nazwiska zupełnie z czym innym się kojarzą...). To właśnie w ich tłumaczeniu "pal" stał się "murem", i to właśnie po usłyszeniu ich wersji Kaczmarski postanowił napisać swoją (informacja nieprawdziwa - Filip Łobodziński puścił Kaczmarskiemu oryginalną wersję Llacha i to ona stała się dla Kaczmarskiego inspiracją; zobacz komentarze do tego wpisu). Słuchając jednak oryginalnego tekstu Llacha w tłumaczeniu ZR trzeba przyznać, że Kaczmarski sprawę po prostu spieprzył. Nie wiem, czy świadomie czy nie, ale usunął całą subtelność tekstu Llacha i zastąpił ją propagandą ładowaną łopatą do głowy. Może taka była wówczas "potrzeba chwili", ale mnie się to zdecydowanie nie podoba - zwłaszcza że ten sam Kaczmarski w innych swoich tekstach potrafił być mądry i subtelny (choćby trzy najbardziej lubiane przeze mnie - "Autoportret Witkacego", "Zatruta studnia" i "Stańczyk").
Dlatego postanowiłem wszędzie, gdzie tylko mogę, przypominać tekst oryginalny. Powiedzcie sami, czy nie jest on o niebo piękniejszy niż to, do czego przyzwyczaił nas Kaczmarski?
Stary Sizet kiedyś mówił mi -
staliśmy w bramie, był świt,
gdyśmy czekali na słońca wschód
i samochodów rósł szum.
Mówił: czy muru nie widzisz?
Wszystkich nas trzyma ten mur
Gdy nie będziemy bronić się
Zagrodzi nam każdą z dróg
Gdy uderzymy, runie murLecz minęło już wiele lat,
Nie może przecież wiecznie trwać
Na pewno runie, runie, runie
Nie pozostanie po nim ślad
Jeśli uderzysz mocno tu
A ja uderzę mocno tam
Na pewno runie, runie, runie
I wolny będzie każdy z nas
Ręce mam starte do krwi,
A gdy czuję, że sił mi brak,
Mur rośnie grubszy niż był.
Wiem już że ledwie się trzyma,
Lecz ciężko ruszyć go stąd
Nawet gdy czuję przypływ sił...
Powtórz, Sizecie, pieśń swą.
Gdy uderzymy, runie mur...Stary Sizet nie mówi nic,
Słowa porwał zły wiatr
Dokąd - on jeden tylko wie,
Ja w bramie tkwię cały czas.
I gdy przychodzą nowi wciąż
Słyszę jak rośnie mój głos
Śpiewam ostatnią Sizeta pieśń
Tę, której uczył nas on:
Gdy uderzymy, runie mur...