Okaleczanie w imię "prawa"...
2008-06-23, zmodyfikowana: 2008-12-28 kategorie: kultura piękne
Niedawno zajrzałem po raz kolejny na stronę studia Antimult, aby obejrzeć film Smoke Kills, o którym piszę na tej stronie. Ku mojemu rozczarowaniu stwierdziłem, że film został okrutnie okaleczony - zawarte w oryginalnej ścieżce dźwiękowej fragmenty różnych utworów muzycznych, rewelacyjnie komentujące wydarzenia rozgrywające się w warstwie wizualnej, zostały usunięte i zastąpione inną, "neutralną" muzyką. Pozbawiło to film, oparty przede wszystkim na tak brawurowym montażu, połowy - jezeli nie więcej - siły wyrazu. Porównajcie sami wersję oryginalną (link powyżej), która na szczęście zachowała się jeszcze w wielu miejscach w Sieci, z nową "okaleczoną" wersją... *
Nietrudno się domyślić, co się stało: zapewne jakiś wielki koncern fonograficzny - jak to one mają w zwyczaju - "dorwał się" do autorów filmu i zagroził im karami z tytułu "naruszenia praw autorskich", żądając usunięcia "należącej do niego" muzyki. Aczkolwiek moim zdaniem umieszczenie tutaj tych fragmentów muzycznych ewidentnie w tym przypadku "podpada" pod prawo do cytatu (u nas jest to art. 29 ust. 1 prawa autorskiego: "Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości." - zwracam uwagę na ten ostatni, pogrubiony fragment! Przypuszczam, że w rosyjskim prawie też jest analogiczny przepis?), można zrozumieć że niewielka firma nie chciała tracić czasu, pieniędzy i nerwów na pojedynki sądowe z gigantem, który może postawić przeciwko niej armię prawników i wygrać samą "przewagą liczebną" (i tak właśnie w praktyce wygląda "równość wobec prawa"... :(), więc usunęła muzykę. I tak oto "egzekwowanie praw autorskich", którego zwolennicy mają zwykle pełne gęby frazesów o "ochronie artystów", "ochronie kultury" itp., doprowadziło - jak w wielu podobnych przypadkach - do gwałtu na kulturze właśnie i barbarzyńskiego potraktowania nie kogo innego, jak artystów.
Kultura żywi się sobą: nowe dzieła powstają w oparciu o te, które powstały już kiedyś. Tak było, jest i będzie. Ale obecnie wielkie koncerny płytowe i filmowe chcą zarezerwować to prawo tylko dla siebie - wszyscy ci, którzy nie są w ich "stajni", nie mają prawa korzystać z tego dorobku. Mają tylko siedzieć cicho i płacić. Kto wreszcie i kiedy ukróci sobiepaństwo przemysłu rozrywkowego i uprawiane przez niego bezprawie w majestacie prawa...?
* Update: na szczęście wszystko dobre, co się dobrze kończy - oryginał wrócił na swoje miejsce, a "okaleczona" wersja została ze strony usunięta, choć szczegółów wydarzeń, w wyniku których do tego doszło, nie znamy... Przynajmniej tym razem jednak dobro kultury zdało się wygrać z interesem posiadaczy praw autorskich...